Dzisiejszy wpis jest bardzo, ale to bardzo pozytywny. Nie może być jednak inaczej, skoro 1 marca 2018 roku świętowaliśmy pierwszy roczek naszego synka. Trudno będzie wyrazić w słowach, jak wiele się wydarzyło w przeciągu tego jednego roku oraz bardzo trudno wyjaśnić, dlaczego ten rok tak szybko minął? Podobno teraz, lata będą uciekać jeszcze szybciej, aż strach się bać… nie przedłużając – zapraszam do czytania!
Dokładnie 28 kwietnia 2017 roku opisywałem jakie uczucia towarzyszyły mi przy porodzie. Jakie były moje odczucia z tym związane oraz to jak przygotowywałem się do roli ojca. Szczerze? Wydaje mi się, jakby to było wczoraj, jednak z jedną olbrzymią różnicą – obok mnie, podczas pisania tego artykułu, pomyka mały brzdąc, co chwilę delikatnie dając mi do zrozumienia, byśmy zajęli się póki co naszą ulubioną zabawą – ja buduję wieżę, a on z rozpędu „roznosi” je na drobne kawałki. Nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie, mógłbym znaleźć zabawę, która zajmie mojego syna na dłużej, aniżeli bieganie z jednego końca salonu na drogi, w celu rozbudowy wcześniej wspomnianych wież.
Wrócę jednak do sedna postu, czyli jak minął ten roczek, ponieważ to że minął bardzo szybko, już wiecie. Z pewnością wiele w moim życiu się zmieniło. Z dnia na dzień zdaję sobie sprawę, że moje priorytety muszą iść na bok, właściwie to nie tylko moje ale i mojej partnerki. Najważniejszy „priorytet” w naszym życiu, to Tymon. Tymon codziennie ma dla nas długą listę zadań, które staramy się realizować z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Mam jednak nadzieję, że nasze dziecko odczuwa, że staramy się z całych sił oraz że bardzo go kochamy.
Poza codziennymi wyzwaniami związanymi z opieką nad dzieckiem, mogę stwierdzić, że moje życie zmieniło się o 180 stopni. Naturalnie jest to zmiana na lepsze. Jednak o pozytywach posiadania dziecka pisałem już niejednokrotnie i to jak wspaniałe jest to uczucie, każdy rodzic przekona się bądź przekonuje się samodzielnie.
Wszystkie kwestie związane z pierwszymi miesiącami życia Tymona oraz wszelkimi obawami na blogu już przerabialiśmy, więc dobrze, tak dla odświeżenia odwiedzić sobie link poniżej:
Tam wspominam o tym, że odróżnieniu od wielu rodziców, u nas wszystko przebiegało spokojnie. Nawet byliśmy wyspani i co najważniejsze nie było żadnych kolek czy poważniejszych chorób! A jak wiadomo, zdrowie jest najważniejsze! Chociaż w ostatnich dniach oboje z Tymonem przesiadujemy w domu, gdyż dopadła nas grypa. Jednak dzisiaj nie o tym, to temat na pozostałe wpisy. Wrócę do samej imprezy z okazji roczku, gdyż zapewne wielu rodziców zastanawia się, gdzie ją zorganizować oraz dla ilu osób.
U nas „roczek” odbył się najzwyczajniej w świecie w domu, w gronie najbliższej rodziny. Dom jest spory, zatem nie było problemów z umiejscowieniem gości z kolei co do samych posiłków itp. Nie obyło się bez pomocy teściowej oraz cioci ze strony partnerki a także skorzystania z zamówienia kilku smakołyków z pobliskiej knajpy. Dekoracjami z kolei zajęła się moja Basia w obsadzie dwóch kuzynek, a efekt można zobaczyć poniżej:
Prawda, że ładnie?
Ogólnie było bardzo pozytywnie oraz „głośno” ze względu na dzieci. Jednak ma to swój urok, ponieważ jest bardzo ale to bardzo wesoło. Naturalnie balony też robią swoje, bo działają na dzieci bardzo hmmmm…. pobudzająco? Mam po prostu wrażenie, że rozochocają je do dalszej, głośnej zabawy. Sama impreza potrwała dość długo, co bardzo nas cieszyło i z pewnością za rok będziemy chcieli ją powtórzyć! Poniżej wrzucam kilka zdjęć, na niektórych będzie można zobaczyć naszą gwiazdę oraz dość ciekawy tort.
Najważniejszą jednak kwestią, które wydarzyły w ostatnim czasie bez wątpienia są: grypa i wizyty u lekarza, żłobek, pierwsze słowa Tymona. Naturalnie nie chcę tutaj rozwijać tych tematów, gdyż na nie przyjdzie pora w osobnych artykułach. Chciałbym jednak, aby każda, która spotka się z tym wpisem wiedziała o tym, że posiadanie dziecka jest najlepszym co może się człowiekowi przytrafić. Owszem nie każdy dzień był kolorowy, Tymon nie zawsze jest aniołkiem, jednak czy to nie byłoby nudne?
Ten rok, traktuję jako pierwszą lekcję, wnioski już powoli mogę wyciągnąć, jednak jeżeli ktoś, zapytałby mnie 2 lata temu, że tak będzie wyglądać moje życie- nie uwierzyłbym. Zatem apeluję z tego miejsca, że bycie tatą nie jest straszne, jest trudne ale wspaniałe. Przynosi wiele radości a przede wszystkim wewnętrznej satysfakcji, gdyż nic nie gwarantuje takiej poprawy nastroju, jak uśmiech naszej pociechy!