Środa to lubiany przeze mnie dzień tygodnia. Zwykle w środę dzieją się fajne rzeczy i tym razem było podobnie, ponieważ zawitaliśmy na plażę! Pogoda naprawdę świetna, bez upału ale gorąco z bardzo przyjemnym wiaterkiem. Morza szum, ptaków śpiew – plaża co prawda powinno być dzika plaża pośród drzew no ale dzika to ona nie była. Przygotowani byliśmy odpowiednio ponieważ namiot i basen dla Tymcia wraz z wiatrołapami dały radę. Najlepszy był oczywiście basen, gdyż Tymon uwielbia ciapu-ciap dlatego spędził w nim dość sporo czasu.
Ja z kolei zanurzyłem się w morzu i przyznam, że dawno nie było tak ciepłej wody w Bałtyku, dlatego byłem bardzo zadowolony. Nie ma co – na taki dzień właśnie czekałem. To dla mnie definicja urlopu – całkowity reset. Nie ukrywam, że w ten sposób wypoczywam najlepiej i mógłbym tak bez końca, szczególnie widząc mojego zadowolonego synka, który robi (znowu to powtórzę, ale to uwielbiam ten zwrot, gdy go wypowiada) CIAPU-CIAP!
Przeczytałem właśnie dwa powyższe akapity i tak się zastanawiam, co to jest? Jakieś zwykłe smęty, gościa który pojechał nad morzem i ma pogodę. Ano, ostrzegałem, że dziennik to takie codzienne refleksje, które są bez szału, jednak w pewien sposób pozwolą mi na systematyczność. Z drugiej strony, łatwo możecie zauważyć, że człowiekowi naprawdę do szczęścia potrzeba niewiele!