Wczoraj pisałem o tym, że być może wybierzemy się dzisiaj do Wisły, jeżeli pogoda dopisze. Na szczęście pogoda dopisała i wspólna wycieczka z synem stała się faktem! Dlaczego akurat Wisła? Szczerze? Nie mam pojęcia…
Byłem tam raz w dodatku pod skocznią, dlatego fajnie byłoby troszkę tam czasu spędzić.
W trakcie jazdy Tymcio padł niczym mucha. Nie spał zbyt rewelacyjnie ze względu na katarek, dlatego noc odespał w samochodzie. A w Wiśle? W Wiśle miał świetny nastrój od samego początku. Naturalnie zaraz po otworzeniu oczek pierwsze co to- „mniam, mniam…”. Zatem poszliśmy do fajnej, włoskiej knajpy, gdzie była przemiła obsługa.
Tymon mógł zjeść makaron penne w sosie pomidorowym i oczywiście jakby tego było mało, podjadł moje boczki z Pizzy! Następnie sporo spacerowania, gdyż deptak nad rzeką jest rewelacyjny. Podobnie jak plac zabaw i park, ponieważ jest sporo cienia.
Można rzecz, iż był to dzień pełen luzu. Luzu przede wszystkim psychicznego, dobrze więc będzie urywać się tak częściej. Ponadto była jedna zabawna sytuacja, gdyż spotkaliśmy w parku dwie, starsze, sympatyczne panie, z którymi zamieniłem kilka słów. Naturalnie Tymon nie chciał iść dalej, więc zrobiliśmy test:
Ja sobie poszedłem dalej, a starsza pani próbowała go wziąć na rączki. Szczerze? Nie przypominam sobie, by mój syn tak do mnie pędził na rączki i się wtulił… Cwaniak!
Ps. to był dobry dzień, martwi mnie tylko katarek Tymona i zdrówko… 🙁